wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 14


Przepraszam bardzo za poprzedni 14 rozdział, który dodałam. Miałam napisane dwie wersje rozdziału i dodałam złą. Przepraszam za mój błąd.  I jeszcze jedno wejdźcie w "Bohaterów", ponieważ zmieniło się "parę" rzeczy. :)




Isabelle

Ze snu wybiły mnie krzyki chłopaków, którzy jak zwykle nie umieli siedzieć cicho. Uch pieprzone bachory. 
Postanowiłam to zignorować i przykryłam głowę poduszką. 
Krzyki nasilały się z każdą chwilą, miałam wrażenie że są pod moimi drzwiami i chyba tak też było. 
- ODDAWAJ TO! - usłyszałam krzyk Leah'a szybko poderwałam się  z łóżka i podbiegłam do drzwi otwierając je na oścież, te małe gnojki stali na środku korytarza i się kłócili. Boże co za IDIOCI. 
- Spadajcie stąd, wypad drzeć się gdzie indziej!-krzyknęłam na co obaj spojrzeli na mnie równocześnie. 
- Tata powiedział że masz już wstać - odezwał się Nelan. 
- Pieprz się !- burknęłam i wróciłam do pokoju trzaskając drzwiami. 
Rzuciłam się na łóżko, ja pierdole przez tych debili już nie zasnę. 
- Kurwa - szepczę i wstaję z łóżka, stanęłam przed wielką szafą zastanawiając się co założyć. Wybieram szorty z wysokim stanem i miętowy top. 
Wychodzę z pokoju i idę do łazienki, biorę prysznic po czym owijam się w puchowy ręcznik. Po tym jak wysuszam włosy, ubieram się i maluje.
Kiedy opuszczam łazienkę kieruję się na dół, do kuchni. 
Tam zastaję rodziców pijących kawę i rozmawiających, o czymś na pewno bardzo "ciekawym".
- Wiesz może która jest godzina - odzywa się ojciec kiedy mnie zauważa
- Dwunasta ?- mówię obojętnie
- No właśnie, a co ja mówiłem o twoim wstawaniu w weekendy ?
- Wal się - mówię na tyle cicho aby ojciec nie usłyszał i na szczęście nie usłyszał. 
- Jutro wylatujemy do Los Angeles z chłopakami i ty oczywiście lecisz z nami - tym razem odzywa się moja matka. 
- Chyba śnicie, jutro Matt robi imprezę i ja na nią idę, więc zostaję w domu - mówię stanowczo
- Nigdzie nie idziesz, lecisz z nami. - po jego tonie można wyczuć że jest wkurzony.
- Ale...
- Powiedziałem coś, lecisz z nami i koniec, a teraz jedz i jedziemy!-krzyknął  
- Co?! Gdzie niby?! - spoglądam na ojca wściekła 
- Jedziesz ze mną do firmy, zobaczysz co to praca, a nie siedzisz cały dzień w domu i nic nie robisz, zamiast chociaż w czymś pomóc matce - mówi i kończy swoją kawę. - Masz piętnaście minut i widzę cię w samochodzie. - dodał i opuścił kuchnie.
- Dupek - sykam pod nosem i robię sobie płatki z mlekiem.
- Isabelle uważaj na słowa - karci mnie matka, kiedy siadam na przeciwko niej przy kuchennej wysepce. 
- Muszę tam jechać? -pytam spokojnie spoglądając na kobietę 
- Ojciec coś powiedział i nie denerwuj go proszę cię.
- Okej...
- Jesteś gotowa - do kuchni wszedł mój ojciec.
- Mhm- odłożyłam miseczkę i łyżkę do zmywarki i ruszyłam do wyjścia.  
- Pa kochanie, przyjedziemy koło popołudnia - powiedział i pocałował moją matkę 
- Harry nie naciskaj na nią, wiesz jaka ona jest, nauczy się - prosi 
- Zobaczę - szedł już do wyjścia - a Sus dzisiaj przyjadą chłopaki i zabiorą chłopaków na mecz - dodaje.
- Dobrze bawcie się dobrze, tylko się nie pogryźcie. Isabelle bądź grzeczna- śmieję się na co wywracam oczami. 
Wsiadamy z tatą do jego czarnego Range Rover'a i odjeżdżamy z piskiem opon. Siedzimy w kompletnej ciszy, którą przerywa mężczyzna. 
- Dzisiaj mam spotkanie, i daję ci wybór albo idziesz  ze mną, albo czytasz i podpisujesz papiery. - spogląda na mnie 
- Zależy jak długo będzie trwać to spotkanie ? - spoglądam na ojca
- Normalnie może trwać parę godzin, ale dzisiaj nie ma takiej potrzeby gdyż muszę omówić tylko jedną sprawę - mówi skupiając się na drodze
- Spotkanie - oznajmiam, mężczyzna parkuje przed firmą, wysiadamy z auta i kierujemy się w stronę wejścia, do wielkiego wieżowca. 
- Okej, wiesz gdzie jest mój gabinet - spogląda na mnie, a ja kiwam głową dając mu znak że wiem. - Idź do niego ja zaraz przyjdę, w środku masz laptopa tablet, telewizor co tam chcesz. - mówi i idzie w kierunku niskiej recepcjonistki. Wsiadam do windy i jadę na trzecie piętro, kiedy jestem na drugim piętrze winda się zatrzymuje i wsiada do niej wysoki mężczyzna, włosy ciemny blond, postawione do góry na żel, lekki zarost i niebieskie oczy. 
Wygląda na starszego ode mnie, gdzieś około trzydziestki. Stanął obok mnie uśmiechając się lekko. 
- Trzecie - szepcze i wciska guzik, winda znów ruszyła. 
- Pracujesz tutaj ? - spogląda na mnie 
- Nie, to firma mojego ojca, a pan? Pracuje tutaj ? - patrzę na niego z dołu 
- Tak, właściwie dopiero zaczynam - śmieję się 
- Mhm - kiwam głową 
- Aaron - wyciąga w moja stronę rękę 
- Isabelle, ale mówią mi Bella - ściskam jego dłoń lekko nią potrząsając.
- Miło mi Cię poznać Bello- uśmiecha się słodko 
- Wzajemnie - odwzajemniam gest, kiedy tylko winda się zatrzymuję wysiadam z niej i idę w stronę gabinetu ojca. Przed tym żegnając się z Aaron'em. 
Kiedy jestem pod wielkimi drzwiami zauważam sekretarkę w kusej czarnej sukience. Wcześniej jej tutaj nie widziałam. 
- Szefa nie ma - mówi ostro, mierząc mnie wzrokiem. 
- Jest, zaraz tu będzie - mówię i otwieram drzwi, ale czynność przerywa mi kobieta. 
- Nie możesz tam wejść, to gabinet szefa - podchodzi do mnie 
- Ta i mojego ojca - burczę i wchodzę do pomieszczenia trzaskając drzwiami. 
Rozsiadam się na wielkiej białej, skórzanej kanapie i włączam wielki plazmowy telewizor wiszący na ścianie. 
Czarnym pilotem włączam program muzyczny i podgłaśniam trochę. Akurat leci nowa piosenka Avici "Addicted to You".
Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł mój ojciec, ubrany w garnitur, w jednej ręce miał swoją czarną skórzaną teczkę, a w drugiej tego samego koloru segregator. Zgaduje że są to jakieś ważne dokumenty.
Podszedł do swojego wielkiego biurka i odłożył na nie torbę razem z segregatorem.
Ściągnął marynarkę i odwiesił na oparcie fotela. Usiadł za biurkiem i spojrzał na mnie.
- Możesz trochę ściszyć ?- kiwam głową i ściszam. 
Ojciec grzebie coś w laptopie, a ja myślę o jedzeniu. Siedzę tutaj od dwóch godzin i umieram z głodu. 
- Jeśli jesteś głodna możesz iść do bufetu - mówi jakby czytał mi  w myślach. 
- Ohh tak, umieram z głodu idziesz ze mną ? - pytam kiedy staję przed jego biurkiem. 

- Taa, prawdę mówiąc myślałem że będziesz chciała iść sama. - mówi ledwo słyszalnie uśmiechając się - Oj kto by nie zjadł ze swoim staruszkiem lunchu - śmieję się 
- Bez przesady mam dopiero 36 lat - poważnieje 
- Dobra już dobra, to idziesz staruszku - staram się nie śmiać.
- Jeszcze raz! - każe palcem 
- Przepraszam - spuściłam głowę, ja tylko chciałam pożartować. 
Kiedy tylko wyszliśmy z gabinetu mój wzrok powędrował na sekretarkę. Gdy tylko widzi mojego ojca szybko poprawia włosy 
i przybiera "słodki" uśmiech. 
- Niedługo ma pojawić się Malik, kiedy już będzie masz dać mi znać. Teraz idziemy na lunch. - powiedział surowo.
- Dobrze panie Styles- mówi słodziutkim głosem na co wywracam oczami. 
- Dziwka - mówię kiedy jesteśmy w windzie. 
- Bello - ostrzega ojciec
- Tato, nie widzisz co ona robi. I jeszcze jest na tyle bezczelna żeby cię podrywać, a wie że masz żonę i trójkę dzieci. Boże widzisz a nie grzmisz. - wzdycham
- Mam ją gdzieś, bo mam twoją matkę. 
- Dlaczego jej nie zwolnisz? 
- Bo jest dobra w tym co robi. 
I tak, mnie też irytuje, czasami mam jej dość, ale nie mogę zawracać sobie nią głowy, bo mam ważniejsze sprawy na głowie. -oznajmia, a ja kiwam głową. 



CZYTASZ = KOMENTUJESZ !

Pozdrawiam ! xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz